„Zmieniamy Miasto”. Zielono-konserwatywne rozwiązania, które poprawiają życie mieszkańców

Polskie miasta, zwłaszcza te średniej wielkości, stają dziś przed wyzwaniami, które jeszcze kilkanaście lat temu wydawały się abstrakcyjne. Zmiany klimatyczne sprawiają, że fale upałów, susze czy gwałtowne ulewy stają się codziennością. Wzrasta liczba dni z temperaturą powyżej 30°C, a jednocześnie coraz częściej występują nagłe, intensywne opady, które prowadzą do lokalnych podtopień i przeciążenia systemów kanalizacyjnych. Do tego dochodzą rosnące koszty energii, presja demograficzna związana z migracją do większych aglomeracji oraz konieczność modernizacji infrastruktury.

W odpowiedzi wiele samorządów przygotowało Miejskie Plany Adaptacji (MPA). Zgodnie z założeniami miały one wskazywać kierunki działań, które pomogą dostosować się do nowych warunków i uczynić miasta bardziej odpornymi na wyzwania środowiskowe. Jak jednak pokazuje raport Klubu Jagiellońskiego „Klimat dla mieszkańców”, znaczna część tych dokumentów ma charakter deklaratywny. Brakuje im spójnych strategii i konsekwentnej realizacji, a wiele inwestycji powstaje w oderwaniu od lokalnych potrzeb, jedynie po to, aby wykorzystać dostępne fundusze. W rezultacie mieszkańcy często widzą kosztowne projekty, które nie przynoszą odczuwalnych korzyści.

Z drugiej strony, istnieje coraz więcej przykładów pokazujących, że dobrze zaplanowana i realistycznie wdrażana polityka klimatyczna w miastach może stać się źródłem bezpieczeństwa, oszczędności i dumy lokalnej społeczności.

Fundacja Polska z Natury, we współpracy z Klubem Jagiellońskim, rozpoczęła kampanię „Zmieniamy Miasto”, której celem jest stworzenie nowego spojrzenia na miejską politykę środowiskową. Punktem wyjścia jest przekonanie, że rozwiązania ekologiczne nie są luksusem ani fanaberią dużych metropolii, ale realnym narzędziem wzmacniania odporności i konkurencyjności także w miastach średnich i małych.

Kampania opiera się na trzech filarach:

  1. Analiza dotychczasowych działań – przyjrzenie się miejskim planom adaptacji i ocena, które z wdrożonych projektów realnie służą mieszkańcom, a które okazały się nietrafionym wydatkiem publicznych pieniędzy.
  2. Promocja dobrych praktyk – prezentowanie przykładów udanych inicjatyw w polskich miastach, które mogą być powielane i dostosowywane w innych samorządach.
  3. Wskazanie kierunku zmian – wypracowanie rekomendacji dla miast średniej wielkości, które pozwolą lepiej planować i wdrażać projekty w obszarze zielonej infrastruktury, energetyki obywatelskiej czy gospodarki wodnej.

Cykl „Odporne Miasto”, publikowany w ostatnich miesiącach w mediach społecznościowych naszej Fundacji, stanowił zajawkę i przygotowanie do kampanii. Pokazywał dobre przykłady działań proekologicznych w miastach takich jak Tychy, Serock, Uniejów, Międzychód, Sierpc, Słupsk, Kościerzyna, czy Żory. Teraz kampania „Zmieniamy Miasto” rozwija te wątki i zestawia je także z mniej udanymi inwestycjami, które nie spełniły swojej roli.

Dobre praktyki – inspiracje z polskich miast

Serock – energetyka obywatelska w praktyce
Spółdzielnia energetyczna „Słoneczny Serock” uruchomiła instalację fotowoltaiczną na zrekultywowanym wysypisku. Dzięki temu mieszkańcy i lokalne firmy korzystają z tańszej energii, a jednocześnie miasto zwiększyło swoje bezpieczeństwo energetyczne. To przykład wykorzystania trudnego terenu w sposób korzystny dla społeczności.

Tychy – gospodarka obiegu zamkniętego
Regionalne Centrum Gospodarki Wodno-Ściekowej w Tychach od lat rozwija nowoczesną biogazownię. Dzięki kofermentacji odpadów miasto produkuje więcej energii elektrycznej i ciepła niż potrzebuje, a nadwyżki mogą zasilać transport publiczny. Tychy pokazują, że samorząd może być liderem w gospodarce cyrkularnej bez konieczności sięgania po wielkie dotacje zewnętrzne.

Uniejów – geotermia i zielona infrastruktura
Uniejów wykorzystuje naturalne zasoby geotermalne do ogrzewania budynków, hoteli, obiektów sportowych i leczniczych. Miasto inwestuje także w ogrody deszczowe, pasieki, hotele dla owadów i liczne nasadzenia drzew, łącząc turystykę z ekologią.

Międzychód – łąki zamiast trawników
Miasto zdecydowało się ograniczyć koszenie i podlewanie trawników, zastępując je łąkami kwietnymi. Efekt to nie tylko oszczędności, ale też poprawa mikroklimatu, wsparcie dla zapylaczy i ochrona przed miejskimi wyspami ciepła.

Sierpc i Słupsk – retencja wody
W Sierpcu powstał ogród deszczowy przy Ratuszu, w Słupsku – park retencyjny i system zielonych przystanków. W obu przypadkach chodzi o zatrzymywanie wody deszczowej w mieście i wykorzystanie jej jako zasobu zamiast zagrożenia.

Kościerzyna – walka z podtopieniami
Budowa i modernizacja zbiorników retencyjnych pozwoliła ograniczyć ryzyko podtopień w newralgicznych częściach miasta. To dowód, że nawet mniejsze ośrodki mogą skutecznie inwestować w bezpieczeństwo wodne.

Gdzie się nie udało?
Obok wartościowych i przemyślanych projektów, które realnie poprawiają jakość życia w miastach, pojawiają się też przykłady działań nietrafionych. Często są to inicjatywy kosztowne, ale nieprzemyślane, które zamiast wzmacniać odporność miast na zmiany klimatu – stają się symbolem tzw. „eko-pozorów”. Poniżej zestawienie głośnych przypadków z ostatnich lat, pokazujących, że modernizacja przestrzeni publicznych wymaga nie tylko środków finansowych, ale przede wszystkim dobrego planowania i włączenia mieszkańców.

Leżajsk – rynek, który stał się „patelnią”
Rewitalizacja leżajskiego rynku miała być wizytówką miasta, a zamiast tego stała się przykładem tzw. betonozy. Za 14 mln zł (w tym 8,8 mln zł dofinansowania z funduszy unijnych) powstał ogromny, wyłożony granitem plac niemal pozbawiony zieleni. Mieszkańcy szybko zaczęli skarżyć się, że nowa aranżacja negatywnie wpływa zarówno na estetykę, jak i funkcjonalność rynku – w upalne dni brakuje cienia i miejsc do odpoczynku. Sprawa stała się głośna w całej Polsce, a autor książki Betonoza Jan Mencwel ironicznie nagrodził burmistrza miasta tytułem „Beton Roku”. Dopiero nowe władze zapowiedziały, że stopniowo przywrócą zieleń i zacienienie, choć ze względu na warunki dofinansowania skala zmian będzie ograniczona.

Starachowice – „zielone” wiaty za 387 tysięcy złotych
W Starachowicach postawiono cztery „zielone” wiaty przystankowe za niemal 400 tys. zł. Miały być symbolem nowoczesnej, proklimatycznej infrastruktury, tymczasem po roku roślinność na dachach wiat obumarła, a same konstrukcje zaczęły wzbudzać irytację mieszkańców. Krytycy wskazywali nie tylko na absurdalne koszty (ok. 100 tys. zł za sztukę), ale też na brak odpowiedniego systemu pielęgnacji i nawadniania. Zamiast bujnej zieleni, pasażerowie oglądają rachityczne rośliny lub wyschnięte resztki. „To był od początku chory pomysł” – mówili radni i mieszkańcy, którzy podkreślali, że środki te mogły zostać wydane o wiele bardziej racjonalnie.

Szczecin – wiaty ustawione w cieniu
Podobne problemy dotknęły projekt „zielonych przystanków” w Szczecinie, realizowany w ramach Budżetu Obywatelskiego. Idea była dobra – wiaty z zielonymi dachami miały chronić pasażerów przed upałem. W praktyce część konstrukcji ustawiono… w miejscach całkowicie zacienionych przez korony drzew. Efekt? Inwestycja, która miała redukować zjawisko miejskiej wyspy ciepła, okazała się zbędnym meblem miejskim. Radni i aktywiści zwracali uwagę, że konsultacje lokalizacyjne zostały zignorowane, a w rezultacie trzeba będzie przestawiać gotowe wiaty, generując kolejne koszty i konflikty przestrzenne.

Kraków – „budki” zamiast drzew
Kraków doświadczył podobnej krytyki po ustawieniu tzw. budek przeciwdziałających skutkom upałów, drewniano-metalowych konstrukcji z kilkoma roślinami, które miały dawać cień. Inwestycja, sfinansowana z funduszy unijnych, spotkała się z powszechną krytyką mieszkańców i ekspertów. Architektka Natalia Szcześniak mówiła wprost: „To działanie pozorowane. Widzimy tu głównie marketing, urząd chce pokazać, że coś robi, robiąc bardzo mało”. Zdaniem urbanistów takie konstrukcje, wykonane niskim kosztem i bez realnej wartości użytkowej, ośmieszają małe działania adaptacyjne, które w innych miastach mogą być naprawdę potrzebne i wartościowe.

Lublin – zielony przystanek siedem razy droższy niż w Warszawie
Kontrowersje wzbudziła również inwestycja w zieloną wiatę przystankową w Lublinie. Koszt wyniósł ponad 70 tys. zł – siedem razy więcej niż podobne realizacje w Warszawie. Spór dotyczył nie tylko ceny, ale i zasadności – krytycy pytali, dlaczego nie zazieleniono istniejących wiat, tylko zamówiono zupełnie nową konstrukcję. Zarząd Transportu Miejskiego odpowiadał, że stare wiaty nie miały odpowiedniej nośności, jednak dla mieszkańców tłumaczenia te były mało przekonujące. Zamiast symbolu zielonej transformacji projekt stał się symbolem przerostu kosztów nad efektem.

Warszawa – donice zamiast zieleni
Stolica również ma na koncie inwestycje, które okazały się nietrafione. Zielone przystanki z dachami obsadzonymi rozchodnikiem, choć wizualnie efektowne, w praktyce niewiele poprawiły komfort pasażerów. Jeszcze większą krytykę wywołała „zielona strefa” przed ratuszem, gdzie zamiast pełnowartościowej zieleni pojawiło się kilka donic i palet ustawionych w pełnym słońcu. Brak cienia, brak trwałości i brak powrotu do pomysłu w kolejnych latach sprawił, że projekt został uznany za fasadowy i porzucony.

Szerszy problem: kosztowne działania pozorowane
Wszystkie powyższe przykłady, od małych miast jak Leżajsk czy Starachowice, po metropolie jak Warszawa i Kraków, pokazują ten sam mechanizm. Projekty „zielone” bywają wdrażane bez analizy długofalowych skutków, bez odpowiedniej pielęgnacji i konsultacji z mieszkańcami. Zamiast realnej adaptacji do zmian klimatu i poprawy komfortu życia, otrzymujemy konstrukcje o wątpliwej wartości, które stają się przedmiotem memów i krytyki społecznej.

To zjawisko ma poważne konsekwencje: osłabia zaufanie obywateli do polityki klimatycznej miast i zniechęca mieszkańców do popierania kolejnych inwestycji. Zamiast odbetonowywania, sadzenia drzew czy retencji wody, otrzymujemy kosztowne działania zastępcze, „zielone” w teorii, a w praktyce bez realnego wpływu na klimat i codzienność mieszkańców.

Dlaczego to ważne?
Zmiana klimatu to nie odległy scenariusz, ale rzeczywistość, w której żyją dziś mieszkańcy polskich miast. Susze, fale upałów czy powodzie błyskawiczne wymagają szybkiej i dobrze zaplanowanej reakcji. Miasta średniej wielkości, które często nie mają zasobów największych metropolii, potrzebują szczególnego wsparcia i dobrych przykładów.

Kampania „Zmieniamy Miasto” to krok w stronę tworzenia takiego katalogu inspiracji i przestrzeni do debaty. Jej celem jest pokazanie, że zielone i konserwatywne rozwiązania w miejskiej przestrzeni nie są kosztowną ekstrawagancją, ale realnym sposobem na poprawę jakości życia, bezpieczeństwa i odporności lokalnych wspólnot.